Budujemy 8x10, część 3

Dziś będzie mniej tekstu, za to więcej obrazków.



Na początek przycinanie desek pod przednią i tylną ramkę.



Tutaj wycięte już i sklejone listwy czekają aż wyschnie klej - 24 godziny.



Ramka tylna, łączyłem deski na wkręty, gdyż sam klej wydawał mi się za słaby.




Ramka przednia, gotowa do skręcenia i ostatecznego sklejenia.




     Po skręceniu przodu, dorobiłem prowizoryczną płytkę pod obiektyw, zrobioną z grubego kartonu. W zasadzie tylko i wyłącznie po to, żeby mieć jakieś chociaż zobrazowanie jak to mniej więcej w przyszłości będzie wyglądać. Oczywiście ostatecznie płytka będzie metalowa, a obiektyw kryjący pełny format 8x10 z wbudowaną migawką. Nie mam w planach wymiany obiektywów, z racji tego że nawet jeden to dla mnie spory wydatek. Na chwilę obecną skończyły mi się wkręty, po skręceniu ramki tylnej, więc czeka mnie wycieczka po materiały.

wtorek, 3 lipca 2012 Leave a comment

Budujemy 8x10, część 2

Czyli zakupy.


     Dziś będzie mało tekstu, ale za to jakieś zdjęcia. Właściwie to pozostaje mi tylko napisać że zrobiłem zakupy, mam już trochę materiałów i że cena mnie przyjemnie zaskoczyła, choć zdaję sobie sprawię, że to tylko początek wydatków. Resztę widać na zdjęciach.





Część niezbędnych narzędzi.




Drewno, każda listwa o długości 1m.




Podsumowanie wydatków.




     Co prawda materiały nie są najlepszej jakości, jednak buduję dopiero prototyp, na produkcie końcowym nie planuję oszczędzać. Jutro zaczynam konstrukcję, więc niedługo wrzucę więcej zdjęć z samej budowy i opiszę pokrótce sam proces powstawania mojego małego dzieła ;)

piątek, 29 czerwca 2012 Leave a comment

Budujemy 8x10

     Postanowiłem wskrzesić bloga, przynajmniej trochę. W końcu mam powód do napisania notki, ponieważ postanowiłem zrealizować mój wakacyjny projekt, czyli budowę aparatu wielkoformatowego 8x10 cala. Oczywiście dużo prościej byłoby zacząć od aparatu 4x5 lub nawet 6x9cm, ale myślę, że jak się porywać to od razu na coś większego. Poza tym posiadam już aparat na format 9x12cm, więc niewiele by się różnił od standardowego 4x5 cala.
     Pierwsza rzecz, to oczywiście projekt. Nie chcę używać gotowych rozwiązań, aparat z zamysłu ma być od początku do końca mój. Większość rzeczy będę projektował na bieżąco, więc nie zamieszczę niestety dokładnych planów. Dziś spisałem jedynie rzeczy, które będą mi potrzebne do wykonania podstawy aparatu. Wymiary z kartki również jak na razie są umowne, najprawdopodobniej bedą wymagać drobnych korekt.

8x10 Monorail Camera.

     Czyli krótki opis tego, co ja właściwie chcę stworzyć. O wymiarach błony już wspomniałem, samo 'pudło' będzie trochę większe, jednak nie dużo. Nie planuję używać ruchomych kaset, wystarczy mi kard pionowy, co pozwoli na nieznaczne, ale jednak, zmniejszenie wagi i wymiarów konstrukcji. aparat będzie typu monorail. Mamy więc 'rurkę' po której jeździć będą standardy przedni oraz tylni. Konstrukcja bardziej do studia (którego nie posiadam), jednak prostsza do wykonania w porównaniu z aparatami plenerowymi.



Zakupy.

     Na dziś pozostaje mi jedynie zamieścić spis potrzebnych materiałów na chwilę obecną, czyli w praktyce same deski i narzędzia:

Drewno:
10x10x1cm
120x3x1cm
300x5x1cm
100x4x4cm
300x3x1,5cm
Do tego około 1,5-2m ćwierćwałka. Powinno wystarczyć z zapasem.

Metal:
10x10x0,2cm
40x2x0,2cm
Oraz 10 motylków ze śrubkami i gwinty do nich.

     Planuję również nabyć przy okazji materiał na miech, lecz nie obliczałem jego wymiarów. Myślę że około 1x2m wystarczy do prototypów.

Narzędzia:
Papier ścierny.
Piłka do drewna.
Zaciski do drewna.
Klej do drewna i do tkanin.


     Na razie to tyle, jutro po zakupie tego, co będę w stanie dostać porobię zdjęcia i zamieszczę dalsze postępy.

wtorek, 26 czerwca 2012 Leave a comment

Redukcja kosztów II

Część druga, czyli od gotowego negatywu, do obrazu na papierze.


     Podstawowym narzędziem, niezbędnym w każdej ciemni jest oczywiście powiększalnik. To jaki wybierzemy, zależeć będzie od formatu wykonywanych przez nas negatywów. Najczęściej spotykane są powiększalniki umożliwiające pracę z formatami: 35mm, 6x6 oraz 6x9. Jeżeli w najbliższej przyszłości nie planujemy przesiadki na średni format, małoobrazkowy powiększalnik będzie odpowiednim (tańszym) wyborem. Najtańsze i najpowszechniejsze są urządzenia z PZO, Krokusy. Można spotkać wersje color, posiadające szufladki na filtry, ja umieszczam tam matówkę w celu rozproszenia światła. Przy odrobinie szczęścia, można je dostać po kosztach wysyłki. Kolejna zaleta to popularny gwint m42, umożliwiający podpięcie lepszego obiektywu.

     Następna rzecz niezbędna w ciemni to lampa. Mi wystarczyła zwykła LEDowa żarówka koloru czerwonego. Odbita od sufitu nie zaświetla papieru, dając przy tym dość jasne światło, wystarczające w zupełności do komfortowej pracy. Żarówkę z powiększalnika wymieniłem na słabszą, energooszczędną, która daje bardziej rozproszone światło, dzięki czemu czasy naświetlania wydłużają się na tyle, że nie potrzebuję specjalnego zegara ciemniowego, stoper wystarcza mi w zupełności, a to kolejne parę złotych w dół.

     Jako kuwet, używam zwykłych prostokątnych misek, różnią się one od profesjonalnych brakiem dziubka do wylewania chemii, nie mają też specjalnego miejsca na termometr. Posiadają za to wyżłobienia na dnie i spełniają swoja rolę bardzo dobrze. Szczypce i klamerki również zastąpiłem tańszymi odpowiednikami z supermarketu, do suszenia używam najzwyklejszych klamerek. Jest jednak jeden minus. Mogą one zostawić ślad na papierze, jednak ja zawsze wieszam za "ramkę", którą potem i tak odcinam od zdjęcia. Coś za coś, jednak myślę że można temu jakoś zapobiec, używając gąbek lub jakiegoś materiału. Na chemii nie da się za bardzo zaoszczędzić, gdyż wywoływacze do papieru są mocniejsze od zwykłych i nie orientuję się nawet czy można znaleźć jakieś receptury z łatwo dostępnymi składnikami.

     Tak jak pisałem w poprzedniej notce, również w tej chcę przypomnieć, że opisane przeze mnie zamienniki, to w pewnym sensie półśrodki. Do nauki powinny wystarczyć, tym bardziej że moim zdaniem im trudniejsze początki, tym bardziej z górki mamy później, jednak chcąc uzyskać powtarzalność wyników, eksperymentować, robić bardziej ambitniejsze powiększenia, powinniśmy z czasem zmieniać sprzęt na lepszy, odpowiedni do tego, co chcemy uzyskać jako efekt końcowy.


PS. Tym razem nie zamieszczam cenowego podsumowania, ani wyliczenia kosztów jednego powiększenia. Z racji tego, że ile ludzi, tyle typów papierów, oraz że rozrzut cenowy jest dość duży i zależy od szczęścia lub wymagań, musimy obejść się bez cyferek.

niedziela, 8 kwietnia 2012 Leave a comment

Redukcja kosztów

     Fotografia, jak prawie każde inne hobby, niesie ze sobą czasami całkiem spore koszta. Z jednej strony, na pasji nie ma co oszczędzać, ale z drugiej, skoro da się obniżyć wydatki bez strat w jakości zdjęć, to oszczędzone pieniądze wydać można np. na materiały lub dodatkowe wyposażenie ciemni.

     Wpis chciałbym podzielić na dwie części. Pierwsza będzie o redukcji kosztów w procesie powstawania negatywu, druga natomiast o obniżeniu wydatków na wyposażenie ciemni niezbędne do powiększeń. Dużo osób kończy na wywoływaniu negatywu i oddaje go do labu, lub skanuje i przechowuje jako pliki cyfrowe, więc myślę że taki podział ma sens.


Część pierwsza: Negatywy, aparaty, chemia.


     Pierwsza rzecz to aparat. Najważniejsze jest to, żeby migawka trzymała czasy, aparat był szczelny (nie wpuszczał światła) a obiektyw czysty, z płynną przysłoną, pozbawiony grzybów. Najlepszym wyborem na początek będzie moim zdaniem małoobrazkowy aparat na bagnet m42. Jest ich dużo na rynku wtórnym, zarówno korpusów jak i obiektywów, co skutkuje niską ceną i łatwą dostępnością.

     Kolejna rzecz to negatywy. Nie trzeba na początku kupować filmów za 20-30zł sztuka. Dobrym rozwiązaniem jest zakup taśmy na metry, ceny wychodzą wtedy około 2,50zł za rolkę, jednak nawijanie ich w ciemni może stanowić kłopot dla początkujących. Dobrym rozwiązaniem jest trenowanie na sucho ( i jasno) na naświetlonej kliszy, po kilku próbach każdy posiadający chociaż trochę zdolności manualnych gotowy będzie do nawijania w ciemni.

     Na chemikaliach również można oszczędzić parę złotych. Dobrym rozwiązaniem jest kupno wywoływacza który pozwala na sporządzanie dużych rozcieńczeń. Bezkonkurencyjnym chyba w tym przypadku jest Rodinal, lub jego odpowiednik R09. Pozwala on na rozcieńczenia od 1+50 do 1+200, a są osoby które wywołują filmy z sukcesem przy rozcieńczeniach 1+1000 ( czas wywoływania jednak wydłuża się wtedy do około 14-16h). Ogólnie Rodinal nie jest polecany jakoś pierwszy wywoływacz dla osób początkujących, jednak z racji tego że można dzięki redukcji kosztów pozwolić sobie na różne testy, szczerze mogę go polecić. Na rynku są różne przerywacze, jednak można je spokojnie zastąpić roztworem octu z wodą w proporcji 1+10. Utrwalacze to przeważnie koszt około 10-15zł, nie orientuję się więc, czy istnieją jakieś tańsze alternatywy. Osobom interesującym się chemią (i nie tylko) mogę polecić sporządzanie wywoływaczy własnoręcznie. Jestem na etapie eksperymentowania z różnymi roztworami, więc jak opanuję tę sztukę zadowalająco, podzielę się efektami i parowa recepturami w osobnym wpisie.

     Teraz dla odmiany coś, na czym nawet początkujący nie powinni oszczędzać, jeśli nie chcą się zniechęcić do dalszego wywoływania negatywów. Chodzi mianowicie o koreks i termometr. Są to narzędzia, które nie zużywają się, więc będą man służyć przez długi czas. Można oczywiście kupić je używane, ważne aby były w dobrym stanie. Koreks powinien być szczelny, nie przepuszczać światła ani nie przeciekać. Zależnie od intensywności wywoływania, powinniśmy dobrać taki ( na przykład 1,2 lub 5 szpulowy) aby wykorzystywać jak najmniej chemii. Termometr najlepiej mieć elektroniczny, który pokazuje temperaturę od razu, aby można było szybciej ja wyregulować, lecz ja osobiście bardzo dobrze radzę sobie z klasycznym, alkoholowym. Zbytnia oszczędność może sprawić, że szybko się zniechęcimy, ponieważ efekty mogą nie być zadowaląjace z winy zużytego, starego sprzętu, więc w tym wypadku nie warto przesadzać z oszczędnością

     Na rynku znaleźć można specjalne butelki harmonijkowe do przechowywania chemii, jest to dobry sposób na przedłużenie jej okresu ważności, jednak można je na początku zastąpić zwykłymi plastikowymi, które ściskamy aby w środku było jak najmniej powietrza i trzymamy w zaciemnionym miejscu. W wypadku używania wcześniej wymienionego Rodinala, pojemnik na wywoływacz nie jest potrzebny, gdyż po użyciu, rozrobioną chemię wylewa się, jest ona "jednostrzałowa".

     Myślę że to by było na tyle, jeśli chodzi o oszczędności w procesie wywoływania negatywów. Wszystkie przedstawione wyżej metody dobierałem indywidualnie, pod siebie. Na dłuższą metę warto zaopatrzyć się w narzędzia, które pozwolą na otrzymywanie efektów o jakie nam chodzi, z czasem można je wymieniać, używać różnych filmów czy chemii. To, że wyżej wymieniony zestaw był idealny do nauki dla mnie, nie znaczy że będzie taki dla każdego, jednak szczerze mogę go polecić, gdyż jest to bardzo dobry balans, między jakością a ceną, w sam raz do nauki.

Na koniec małe podsumowanie kosztów:
aparat + obiektyw - 50zł
taśma 90m - 120zł
wywoływacz - 35zł
utrwalacz - 15zł
koreks - 40zł
termometr - 15zł
suma - 275zł


     Za taką cenę, otrzymujemy możliwość wywołania około 50 filmów. pomijam w tym miejscu zużywający się utrwalacz, gdyż jego zużycie jest zależne od ilości szpul w koreksie, ale koszta nie powinny się różnić dużo. Na pierwszy rzut oka wydawać się może, że jest to całkiem spora cena, jednak w przeliczeniu na jedna rolkę, wynosi ona 6zł od sztuki. Przy kupnie jednorazowej chemii o małych rozcieńczeniach i gotowych filmów, cena może wzrosnąć nawet do 30zł od sztuki, należy też pamiętać, że prawie połowa kosztów to rzeczy, które zostaną z nami na bardzo długo ( aparat, koreks, termometr) Czy warto wydać troszkę więcej na początku żeby sumarycznie oszczędzić 2-3krotnie na każdej rolce wywołanego filmu, zależy od tego czy fotografia wciągnie nas na dobre, czy jednak jest to jednorazowy kaprys.

sobota, 17 marca 2012 Leave a comment

120

     Sesja, choroba, no i nie było czasu na pisanie. Ale teraz wracam. Dziś będzie o troszkę większej klatce niż ostatnio. Mianowicie o średnim formacie, w szczególności 6x6cm, ponieważ aparat na taką błonę akurat posiadam:

     Jak widać, albo i nie, jest to TLR, czyli lustrzanka dwuobiektywowa. Nie będę się o niej rozpisywał, ponieważ planuję osobny wpis o jej wadach i zaletach. Więc teraz o materiale. Otóż średni format nie jest tak bardzo sprecyzowany jak mały obrazek. Mówiąc mały obrazek, lub format 135, każdy od razu pomyśli o standardowym wymiarze 36x24mm. Ze średnim sprawa ma się inaczej - zaliczają się do niego formaty (przede wszystkim) 4,5x6cm, 6x6cm, 6x7cm oraz 6x9cm. Ja akurat robię na kwadracie, ponieważ jest on chyba najpopularniejszy, poza tym nie mam problemu z kadrowaniem, ponieważ klatka jest kwadratowa. Typ 120 oznacza, upraszczając, rolkę o długości 12 klatek przy formacie 6x6cm. Występuje również format 220, w którym długość materiału światłoczułego jest podwojona, jednak jest on mniej popularny od stodwudziestki.

120 vs 135


     Teraz troszkę o różnicach między średnim a małym obrazkiem. Pierwsza, podstawowa, to oczywiście wielkość materiału światłoczułego.
36 x 24 = 824
60 x 60 = 3600

     Widać więc na pierwszy rzut oka, że klatka o wymiarach 6x6cm jest około 4,5 raza większa od formatu 135. Co nam to daje? Po pierwsze możliwość wykonywania dużo większych powiększeń, przy zachowaniu ostrości, oraz lepsze możliwości retuszu, czy też ewentualnego kadrowania na powiększalniku. Większa powierzchnia to w konsekwencji mniejsza głębia ostrości, co może być zarówno wadą jak i zaletą. Ja osobiście lubię portrety z małą głębią, więc dla mnie jest to plus,
chociaż tak jak już pisałem, to raczej indywidualna sprawa. Choć rozpiętość tonalna obu materiałów jest mniej więcej taka sama, ten sam kadr wykonany małym i średnim obrazkiem w identycznych warunkach, będzie posiadał różne bogactwo przejść w półtonach, oczywiście na korzyść filmu 120. Pomijam w tym miejscu takie parametry jak wielkość i ciężar aparatów, ponieważ jednym to przeszkadza, innym nie a chciałem napisać o samym materiale, nie o sprzęcie. Mały obrazek jest obecnie bardziej powszechny. Dużo łatwiej dostać materiały do obróbki ręcznej formatu 135 niż 120. Także pojemność klatkowa kliszy przemawia na korzyść mniejszego formatu.

     I znów chcąc być obiektywny, nie jestem w stanie napisać który format jest lepszy. Zależnie od wymagań i warunków, każdy z nich może znaleźć swojego zwolennika. Osobiście mogę powiedzieć, że dopiero zaczynam swoją przygodę ze średnim formatem, ale od początku jestem jego wielkim fanem. Strach pomyśleć, co się stanie po przesiadce na format 4x5cala, z którym planuję w bliższej przyszłości lepiej się zapoznać.

czwartek, 16 lutego 2012 Leave a comment

135

     135, czyli 'mały obrazek' - klatka o wymiarach 24x36mm. Dziś będzie trochę o niej i trochę o sprzęcie, z którym jej używam.

Na początek aparat:


     Ricoh KR-5, moim zdaniem dobra, japońska konstrukcja. Aparat prosty, w pełni manualny, ale takiego właśnie potrzebowałem. Cena. Myślę, że około 200-300zł za model w dobrym stanie. Ja kupiłem go za grosze, więc tym bardziej był to dobry wybór. Obiektyw Riconair 55mm f/2.2 - jasny, ostry, ładnie rysuje. Jedyna rzecz, której mi w nim brakuje to płynna regulacja przysłony.

     Dzisiejsza notka ma być jednak o filmie, a nie o sprzęcie z którym się go używa, więc do rzeczy. Sama nazwa formatu - 135 lub 35mm wzięła się od szerokości materiału światłoczułego. Na pomysł wykonywania zdjęć w formacie 135 pierwsza wpadła niemiecka firma Leica, w roku 1913. Z racji tego, że nie było gotowych błon tego formatu, zdjęcia powstawały przez połączenie dwóch klatek błony filmowej 18x24mm. Format ten szybko zyskał popularność i po pewnym czasie udział małego obrazka na rynku przeważał inne formaty. Aparaty małoobrazkowe były lżejsze i mniejsze od konkurencyjnych średnioformatowych, dzięki czemu zyskały dużą popularność wśród fotografów-amatorów. Format 135 to jednak nie tylko same zalety. Można powiedzieć, że wprowadzenie tego formatu było pewnym kompromisem, pomiędzy średnim formatem, a aparatami na błonę filmową, robiącymi zdjęcia formatu 18x24cm. O tym jednak będzie osobny wpis, w którym opiszę, czemu przerzuciłem się jednak na średni format 6x6cm. To by było na tyle, jeśli chodzi o historię, czas na współczesność.

     Na rynku znajdują się materiały sporej ilości producentów, opiszę jednak tylko te, z którymi miałem styczność. W zasadzie do małego obrazka używam filmów trzech producentów: Agfa, Kodak i Ilford. Z filmów dostępnych w ofercie agfy używałem najczęściej filmu apx100. Tani i dobry materiał, świetny stosunek ceny do jakości. T-max100, 400 oraz 3200 to produkty kodaka, jak widać wybór czułości jest duży, poza tym T-max400 można naświetlać do iso3200, a z kolei 3200 do niewiarygodnej wartości 25000. Nie próbowałem jeszcze tego, ale kusi mnie aby naświetlić w ten sposób jedną kliszę w ramach eksperymentu. Ostatni producent - Ilford oferuje jedne z najdroższych ale zarazem najlepszych jakościowo negatywów na rynku z jakimi miałem styczność. Najczęściej używałem Ilforda PAN100, daje ładny, czysty obraz o dużym kontraście, choć to w pewnej mierze zależy od wywoływacza. Używałem jeszcze filmu o czułości 3200, który jednak zbytnio mnie nie zachwycił, biorąc pod uwagę jego cenę. Moim zdaniem najlepszym negatywem w tym zestawieniu okazał się Kodak T-max i czułości iso400. Daje bardzo ładne ziarno, jest odporny na błędy oraz pozwala na naświetlanie we wszystkich popularnych czułościach. Oczywiście wszystkie wymienione negatywy, to materiał czarno biały przeznaczony do obróbki ręcznej. Na rynku jest dużo więcej rodzai filmów, jednak z racji braku doświadczenia nie jestem w stanie rzetelnie ich opisać.

     Podsumowując, Ricoh KR-5 i Kodak T-max400 był moim ulubionym zestawem do zdjęć w ciągu ostatnich 3 lat, szczerze mogę go polecić każdemu, kto chce zacząć przygodę z fotografią czarno białą. Świetny stosunek ceny do jakości, dużo możliwości ustawień, które daje pełen manual, jednak nie jest na tyle skomplikowany aby sprawić komukolwiek problemy.

czwartek, 12 stycznia 2012 Leave a comment

« Starsze posty