Dlaczego klisza?

     W zasadzie to ciężko mi będzie odpowiedzieć. Na pewno opiszę to z własnego punktu widzenia, nie będzie tu żadnych uniwersalnych opisów, może poza kilkoma faktami. Pod koniec tekstu zrobię małe podsumowanie, które pokaże wszystkie za i przeciw fotografii tradycyjnej oraz cyfrowej.

     Moja przygoda z kliszą zaczęła się dość nietypowo - przesiadłem się z lustrzanki cyfrowej. Zazwyczaj sytuacja wygląda odwrotnie, większość osób zaczyna robienie zdjęć od aparatów analogowych, chociaż teraz cyfra wyparła w większości zastosowań kliszę, ale o tym później. Oczywiście nie liczę robienia zdjęć jednorazowym kodakiem za dzieciaka, bo tak na prawdę nie miałem pojęcia co dokładnie robię, jak wygląda cały proces. Robiłem zdjęcie, mama oddawała aparat to zakładu fotograficznego i przywoziła paczuszkę zdjęć.

     Wkręcenie się w fotografowanie to temat na osobną notkę, więc na razie to pominę.
No więc mam tą swoją lustrzankę, robię zdjęcia, obrabiam je w photoshopie (kontrast, ostrość, nigdy nie lubiłem zbyt dużej ingerencji w zdjęcie) i wstawiam na różne fora, zapisuję na dysku, część drukuję i wieszam na ścianie. Czegoś jednak mi brakuje. Okazało się, że to coś oferuje mi fotografowanie na kliszy. I w dodatku zdjęcie nie musi być wcale kolorowe, żeby przekazać to co chcę. Szum z cyfry, z którym tak zawzięcie walczyłem, na filmie stał się bardzo przyjemny, wręcz pożądany. Największa zaleta fotografii analogowej, jest jednocześnie według niektórych największą wadą. Chodzi mianowicie o ilość klatek na filmie, przeważnie wynosi ona 36.

     Czemu wada? Bo wypstrykamy cały film i trzeba zmienić kliszę lub wrócić do domu. Nic innego nie pozostaje. Nie da się skasować zdjęcia, nie da się go obejrzeć. Z chwilą naciśnięcia spustu migawki licznik się przekręca a nam zostaje jedna klatka mniej. Dlaczego zaleta? Odpowiem krótko. Klisza wymusza myślenie. Jeśli nie chcemy wydawać fortuny na materiały, musimy robić zdjęcia rozsądnie, wszystko przemyśleć przed zrobieniem zdjęcia a nie po, jak to często ma miejsce w cyfrówce.

     Kolejna rzecz to emocje, które towarzyszą robieniu zdjęć. Z boku może się to wydawać nudne, nieciekawe, jednak (przynajmniej ja) podczas fotografowania wchodzę w swój świat, niemal odcinam się od świata zewnętrznego. Gdy robiłem zdjęcia cyfrówką emocje kończyły się zazwyczaj na obejrzeniu zdjęcia w ekraniku. Po pewnym czasie można było wyczuć kiedy zdjęcie jest udane a kiedy trzeba skasować i powtórzyć. Teraz jest zupełnie inaczej. Sprawdzam wszystko po dwa razy, przygotowuję się do zdjęć już w domu. Po zrobieniu zdjęcia jest zawsze ta niepewność - czy nie wyszło poruszone albo prześwietlone, czy dobrze skadrowałem. I ta niepewność trwa nadal, również w ciemni. Zastanawiam się czy dobrze dobrałem chemię, czasy wywoływania negatywu. Może się to wydawać żmudne, niepotrzebne, ale jak już pisałem wcześniej - to moje osobiste podejście. I myślę że to główny czynnik który skłonił mnie do powrotu do korzeni. Fotografowanie na materiałach światłoczułych pozwala na kontrolę podczas całego procesu wywoływania. Oczywiście spełnia się to w wtedy gdy sami wywołujemy i powiększamy zdjęcia, ale przecież o to w tym wszystkim chodzi.


Teraz czas na małe podsumowanie:

Cyfra:
można zrobić dużo więcej zdjęć podczas jednego wypadu
podgląd zdjęcia od razu po jego zrobieniu
łatwiej takie zdjęcie wydrukować

Analog:
trzeba włączyć myślenie
emocje towarzyszące fotografowaniu
kontrola nad całym procesem powstawania zdjęcia

niedziela, 8 stycznia 2012

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.